Od setek lat, w czasie Wielkiego Postu, ludzie z różnych zakątków świata zadają sobie ból. W ruch idą bicze, łańcuchy, haki, a nawet ostre jak brzytwa sztylety. Co istotne, męczennicy zawsze okaleczają się na oczach rozgorączkowanego tłumu. Dlaczego to robią? Badacze przekonują, że za religijną fasadą norm i rytuałów, kryje się intrygujący mechanizm psychologiczny łączący fizyczny ból z poczuciem winy.
Na pierwszy rzut oka niewiele łączy amerykańskiego studenta z hiszpańskim biczownikiem. Jednak już dwa lata temu Brock Bastian z University of Queensland dostarczył pierwszej podpowiedzi. W swoim eksperymencie wykazał, że wywołane niewłaściwym zachowaniem poczucie winy, sprawia że studenci zadają sobie więcej bólu, trzymając rękę w zimnej wodzie o 20 sekund dłużej niż grupa kontrolna. Co ważne, Bastianowi nie udało się wprost wykazać, że w konsekwencji takiego cierpienia, zmniejsza się u nich odczuwane poczucie winy.
Tym zagadnieniem zajął się zespół profesora Yoela Inbara (w którym znalazł się m. in. Dan Ariely). Badacze postanowili przetestować raz jeszcze hipotezę Bastiana, zakładając że poczucie winy skłania ludzi do zadania sobie bólu, który ostatecznie ich od niego uwalnia. Do badania dotyczącego negatywnych wydarzeń w życiu zaprosili grupę studentów. Najpierw poprosili ich o dokładne opisanie dnia w którym czuli się potwornie winni lub smutni. To były grupy eksperymentalne. W grupie kontrolnej natomiast studenci opisywali dzień, w którym robili zakupy. Po spisaniu swoich doświadczeń, oceniali na dziesięciostopniowej skali w jakim stopniu czują się winni lub smutni.
W drugiej części badania studenci mieli doświadczyć skutków negatywnych wydarzeń na własnej skórze. Do nadgarstka badanego podłączono dwie elektrody informując, że otrzyma sześć wstrząsów elektrycznych. Pierwszy o napięciu 30 Volt był odczuwalny, ale nie bolesny i miał tylko pokazać jak będzie przebiegało badanie. Każdy z uczestników mógł podnieść lub obniżyć napięcie o 10V w każdej turze albo po prostu zostawić je na tym samym poziomie. Badanie pilotażowe pokazało, że napięcie zaczynać być nieprzyjemnie bolesne na poziomie 56V. Po zakończeniu sześciu tur, uczestnicy raz jeszcze określali swój nastrój, jednak tym razem za pomocą 20 emocji, wśród których znajdowało się także poczucie winy.
Co się okazało?
Wyniki badania poruszają dwie kwestie. Przede wszystkim, poczucie winy rzeczywiście motywuje nas do zadania sobie większej dawki bólu. Osoby z grupy poczucia winy kończyły zadanie z napięciem na poziomie 53,5V, podczas gdy dwie pozostałe na poziomie 43V. Co ciekawe, kobiety zadawały sobie więcej bólu niż mężczyźni. Najlepsze zostało jednak na koniec –
studenci odczuwający winę zadawali sobie więcej bólu niż grupy kontrolne, natomiast ich poczucie winy przed i po badaniu istotniej korelowało z rozmiarem bólu. Oznacza to, że im więcej bólu doświadczyli uczestnicy, tym skuteczniej zmniejszali poczucie winy. Wynika więc z tego, że ból może rzeczywiście działać oczyszczająco, dzięki czemu trudne do zrozumienia zachowanie biczownika nabiera nowego kształtu.
W tym miejscu warto zastanowić się nad jeszcze jednym zagadnieniem. W jaki sposób utworzył się ten mechanizm? W jaki sposób nauczyliśmy się utożsamiać odczuwanie fizycznego bólu z możliwością odkupienia własnej winy? Inbar i jego zespół uważa, intuicyjnie dążymy do zadania sobie bólu, ponieważ łamanie zasad utożsamiamy z karą. Dzięki temu doświadczenie bólu pozwala wrócić do moralnej równowagi. Z drugiej strony mamy dowody na to, że ludzie dążą do samokarania w obecności osoby wobec której zawinili. Sugerowałoby to, że dopuszczając się przewinienia, zadajemy sobie ból świadomie, wiedząc, że w ten sposób sygnalizujemy skruchę wobec pokrzywdzonych osób.
Które z tych wyjaśnień jest zatem prawdziwe? Tego jeszcze nie wiemy i chociaż wiele pytań pozostało bez odpowiedzi jedna rzecz wydaje się pewna – z tyloma obiecującymi ścieżkami badań przyszłość samokarania wygląda zaskakująco optymistycznie – podsumowują autorzy.
Inbar, Y., Pizarro, D., Gilovich, T., & Ariely, D. (2013). Moral masochism: On the connection between guilt and self-punishment. Emotion, 13 (1), 14-18 DOI: 10.1037/a0029749
(C) www.flickr.com by wstryder
“Co istotne, męczennicy zawsze okaleczają się na oczach rozgorączkowanego tłumu” – akurat to jest kompletna nieprawda – bo mnóstwo ludzi stosuje umartwienia w odosobnieniu.
Kolejna sprawa to sam fakt “obrzędów pasyjnych” które zakładają właśnie publiczne, wręcz masowe obchody. Ale to także nie kwestia samokarania lecz zbiorowej egzaltacji.
Oczywiście temat jest nader ciekawy, ale jeśli badacze chcą go rozpatrywać w kontekście religijnym to niestety muszą cokolwiek na temat tej religii wiedzieć – a jeśli nie wiedza (a wygląda na to że faktycznie są laikami) to zawsze wyjdzie im jakaś bzdurna teoria.