Traktat Antarktyczny jednoznacznie zakazuje wprowadzania nowych gatunków roślin oraz zwierząt na tereny jedynego, niezamieszkałego na stałe kontynentu na Ziemi. Mimo to na Antarktydzie można znaleźć gatunki, których być tam nie powinno. Skąd się tam biorą?
Na wyspach wokół Antarktydy odnotowano już około 200 nierodzimych gatunków włączając w to myszy, szczury, mszyce, koty, chrząszcze, a nawet owce. Oczywiście na wyspach znacznie łatwiej przetrwać niż w głębi kontynentu, ale nowe gatunki zajmują coraz większe obszary.
Wiechlina roczna, jedna z najbardziej pospolitych traw w Stanach Zjednoczonych jak i w Europie, na stałe już zadomowiła się na Półwyspie Antarktycznym. Wraz z ocieplaniem się klimatu gatunki z całego świata będą mogły wkraczać na dziewicze dotąd tereny Antarktydy.
Grupa naukowców pod dowództwem Stevena Chowna postanowiła zadać sobie pytanie „Skąd obce gatunki biorą się na Antarktydzie?”. Oczywistym jest, że nie mogą same przemierzać wód oceanów zatem podejrzenie padło jak zwykle na człowieka.
Antarktydę rocznie odwiedza ponad 33 tysiące turystów i nieco ponad 7 tysięcy naukowców. O ile nikt nie podejrzewa jednych ani drugich o świadome przemycanie nasion, o tyle nie można przecież wykluczyć całkowicie przypadkowych form transportu. Naukowcy postanowili szukać małych pasażerów na gapę w plecakach, kieszeniach i na ubraniach przyjezdnych turystów i badaczy.
W tym celu przeszukano prawie 1000 osób używając odkurzacza aby szczegółowo sprawdzić co przywieźli ze sobą na Antarktydę w latach 2007-2008. Próbki zebrane z poszczególnych osób przechowywane i badane były oddzielnie.
Wyniki analiz są zaskakujące. 1000 osób, które przeszukano po przyjeździe na Antarktydę w sumie przywiozło ze sobą około 2800 nasion różnych roślin. Mogłoby się wydawać, że największą ilość mieli przy sobie nieostrożni turyści. Nic bardziej mylnego!
Jedynie 20% turystów przewoziła nasiona.
Paradoksalnie, największe zagrożenie dla antarktycznej flory stanowią naukowcy. Ponad 40% naukowców ze stacji oraz ponad 50% pracujących w terenie miało na sobie obce nasiona, a ich liczba przekraczała czasami 50 sztuk na osobę.
Ekosystem Antarktydy, ze względu na położenie geograficzne oraz mało przyjazny klimat, jest niezbyt zróżnicowany pod względem ilości gatunków roślin oraz zwierząt. Każda, niekontrolowana zmiana może być tragiczna w skutkach. Nieświadome wprowadzenie obcych gatunków może prowadzić, w skrajnych przypadkach, do eliminacji tych rodzimych.
W chwili obecnej, ze względu na niskie temperatury i stosunkowo małą powierzchnię lądu wolną od lądolodu, nasiona przywiezione przez turystów i naukowców z innych kontynentów mają stosunkowo małe szanse by kiedykolwiek wykiełkować.
Biorąc jednak pod uwagę fakt, że niektóre gatunki już zasiedliły okalające Antarktydę wyspy oraz Półwysep Antarktyczny, a kontynent ten jest jednym z najszybciej ocieplających się, powolna zmiana antarktycznego ekosystemu jest już tylko kwestią czasu.
Chown, S.L. et al. (2012). Continent-wide risk assessment for the establishment of nonindigenous species in Antarctica. PNAS doi: 10.1073/pnas.1119787109
Opisane w artykule Agaty Kukwy badanie miało na celu sprawdzenie, jakie obce dla Antarktydy nasiona oraz gatunki zwierząt przedostają się na ten ląd, w jaki sposób dochodzi do ich transportu, a wreszcie jaki mogą mieć wpływ na tamtejsze środowisko. Proces badawczy trwał rok. Polegał na sprawdzaniu zawartości bagaży, kieszeni oraz powierzchni odzieży osób przyjeżdżających z innych kontynentów przy podziale tychże ludzi na dwie oddzielne grupy. W kontekście tego ostatniego przyniósł dosyć zaskakujące rezultaty. Okazało się bowiem, że największe potencjalne zagrożenie dla antarktycznej flory stanowią nie turyści, powszechnie postrzegani za nieostrożnych, lecz znacznie mniej liczni i teoretycznie dużo bardziej czujni naukowcy. Autorka tekstu podkreśla, że nie powinniśmy ingerować w obce nam tereny, ponieważ możemy naruszyć ich ekosystemy i doprowadzić do wymarcia pewnych gatunków roślin czy zwierząt poprzez przypadkowe wyparcie ich innymi. Warto więc – dodałabym – za każdym razem przekalkulowywać wszelkie za i przeciw, jakie wynikać mogą z naszej obecności w nieznanych nam wcześniej miejscach na świecie. Szkoda też, że autorka ogranicza się do ustalenia samych przyczyn zmian zachodzących na kontynencie arktycznym. Przydałyby się informacje o tym, czy udało się jakoś zapobiec niezamierzonemu procederowi stosowanemu przez nieuważnych naukowców oraz jak przeprowadzający opisane badanie bronią swoich wyników. Wypadałoby też wspomnieć o tym, jak istotną jest edukacja społeczeństwa na temat ocieplania klimatu. Wszakże to przez to, jak sygnalizuje pani Kukwa, Antarktyda stopniowo się rozmraża, co prowadzi do pojawienia się dogodnych warunków rozwoju dla nowych, obcych jej gatunków. Na miejscu autorki zajęłabym się także poinformowaniem czytelników, jak groźne w skutkach mogą być takie zmiany, oraz próbą przekonania ich do pewnego przeobrażenia stylu życia, za sprawą którego mogliby wspomóc zahamowanie globalnego ocieplenia (żeby tylko wymienić słuszność segregowania odpadów czy gaszenia światła, gdy nie potrzebujemy z niego korzystać). Ponadto, na początku artykułu mowa jest o zwierzętach, jednak kwestia ta szybko zostaje całkowicie porzucona na rzecz roślinności, czym jakby niechcący zasugerowane zostaje, że naukowcom udało się jedynie ustalić to, w jaki sposób na Antarktydę przedostały się nowe gatunki roślin. Nasuwa się bardzo przecież istotne pytanie, w jaki sposób i jak długo przeżywają tam zwierzęta nieprzystosowane do tak niesprzyjającego klimatu, oraz wniosek, że tekst jest niestety powierzchowny. Zawiera główne dane statyczne, które same w sobie ciekawią, lecz prezentuje jedynie szczątkowe informacje. Na szczęście daje przy tym do myślenia i przekonuje, że natura jest bardzo zależna od człowieka, który często bezmyślnie w nią ingeruje.