Opóźniony pociąg, korki na drodze czy zepsuty budzik. Jeśli często korzystasz z tego rodzaju usprawiedliwień, aby wytłumaczyć swoje spóźnienie, to zadbaj o to aby Twój szef nie usłyszał o wynikach poniższej analizy. Uczeni z University of North Carolina sprawdzili, do jakich konsekwencji prowadzi przychodzenie na umówione spotkania po czasie.
Co ważne, dyskusję powinniśmy rozpocząć od definicji “spóźnienia”. Ile minut opóźnienia nikt nie zauważy, a ile oznacza, że pojawiliśmy się na spotkaniu po czasie? Jak się okazało, nie wszyscy posługują się w tym względzie tym samym standardem. Spośród 700 pracowników ankietowanych przez badaczy około 40 procent uważa, że spóźnieniem nie można nazwać pojawienie się w granicach pięciu minut od wyznaczonej godziny, a kolejne 30 procent badanych świadomie spóźnia się na spotkania w granicach pięciu minut, aby uniknąć początkowego zamieszania i wstępnych konwenansów. Pozostali ankietowani deklarowali całkowitą nietolerancję dla jakiejkolwiek niepunktualności. Przyjrzyjmy się jakie konsekwencje mogą powodować tego rodzaju rozbieżności.
Profesor Steven Rogelberg wraz ze współpracownikami przeanalizowali punktualność cyklicznych spotkań organizowanych w pracy. Pytano o tego rodzaju doświadczenia 195 pracowników amerykańskich firm, którzy opisali udział w łącznie niemal 300 służbowych spotkaniach. Uczestnicy odpowiadali na pytania związane ze stosunkiem do niepunktualności (swojej i współpracowników), a następnie wypełniali kwestionariusz osobowości. Z deklaracji ankietowanych wynika pewien statystyczny paradoks: ponad jedna trzecia takich zebrań rozpoczyna się z opóźnieniem, choć do regularnego spóźniania się na nie przyznało się jedynie 5 procent ich uczestników.
Co na ten temat myślą sami spóźnialscy? Jak się okazało, spóźnianie się koreluje z mniejszą satysfakcją z pracy, mniejszą sumiennością oraz młodszym wiekiem pracownika. Z analiz zespołu Rogelberga wynika również, że przychodzenie do pracy po czasie wpływa negatywnie na relacje z kolegami i atmosferę w firmie (większość oczekujących na spóźnialskiego deklaruje doświadczenia frustracji i poczucia lekceważenia).
.
– Złe samopoczucie pracowników i brak głębszych relacji w firmie może odpowiadać za mniejsze zaangażowanie w działalność organizacji, spadek produktywności i wydajności. To przekłada się na mało zadowalające efekty pracy. W tym kontekście powiedzenie “czas to pieniądz” zyskuje dosłowne znaczenie!
(C) zdjęcie unsplash.com
Rogelberg, S., Scott, C., Agypt, B., Williams, J., Kello, J., McCausland, T., and Olien, J. (2013). Lateness to meetings: Examination of an unexplored temporal phenomenon. European Journal of Work and Organizational Psychology, 1-19 DOI: 10.1080/1359432X.2012.745988
Zauważmy że w spóźnieniach musi być coś “chwytliwego” jakiś haczyk, gdyż inaczej szybko zostały by wyeliminowane – mówimy o firmach i korporacjach komercyjnych – jeśli czas to pieniądz, to pracownik spóźniający się będzie owe pieniądze tracił.
(oczywiście w sytuacji zespołów urzędniczych żadnej takiej korelacji nie ma – tam czas to pieniądz podatnika – czyli coś co urzędnik i tak terrorem z podatnika zedrze, więc można tegoż podatnika swobodnie olać).
Reasumując – aby dociekania autorów badań były pełne należy wyjaśnić jakie czynniki są pomimo wszystko korzystne dla przedsiębiorstw, skoro spóźnienia nie zostały wyeliminowane (wraz ze spóźniającymi się).
Na moje oko korzyści jest wiele – choćby ta że zazwyczaj spóźniający się dają czas obecnym na nieformalne porozumienie, co potem znacznie ułatwia i … przyspiesza proces decyzyjny.