Recenzja “Wiecznego strapienia”

W spokojny sierpniowy wieczór wracałam wraz z córką i jeszcze jedną osobą znad morza. Tocząc się powoli w korku, toczyłyśmy niezwykle burzliwą dyskusję o pryncypiach. Przeważnie unikam rozmów na tematy polityczne przy dzieciach, jednakże teraz zareagować musiałam, bo owa współpasażerka zwróciła się do mej dziewięcioletniej córki słowami „a teraz musimy walczyć z jeszcze gorszą zarazą, z tęczową zarazą” i nie reagowała na moje prośby, by przestać. Rozmowa zaczęła podążać w dwóch zupełnie różnych kierunkach – ja przytaczałam argumenty z zakresu nauki, starałam się uruchomić w interlokutorce pokłady empatii (wszak wierzącą i praktykującą katoliczką jest), ona skupiała się na pomówieniach i zaprzeczeniu (być może i jakiś ksiądz wykorzystywał dzieci, ale homoseksualiści je sprzedają!).

Cała rozmowa zakończyła się zaś stwierdzeniem, że będzie się za mnie modlić, bo jestem pełna jadu i nienawiści (dosłownie). Słowa te były dla mnie jak uderzenie obuchem w łeb – dopiero wtedy zrozumiałam, jak jestem bezsilna i bezradna wobec nienawiści wzbudzanej przez siły znacznie ważniejsze niż ja. Nieistotne są moja wiedza i argumenty, bo nabyłam je czytając „nieodpowiednie lektury”. Ważniejsze jest to, co mówi ksiądz na mszy i w radiu.

Jedną z takich nieodpowiednich lektur jest na pewno książka Jacka Leociaka „Wieczne strapienie. O kłamstwie, historii i kościele” wydana niedawno przez Wydawnictwo Czarne. Autor przeprowadza nas przez historię kościoła, ale i państwa w sposób nienachalny, nie ukrywając swojego punktu widzenia, ale też nie narzucając go. Oczywiście, jest to książka z tezą, natomiast wielość argumentów, z różnych sfer życia i różnych okresów czasowych zdecydowanie tezę tę wybrania.

Jacek Leociak, odwołując się do własnych doświadczeń, zarówno prywatnych, jak i służbowych, punkt po punkcie pokazuje fałsz systemu jakim jest instytucja kościoła katolickiego w Polsce. Nie jest on przeciwko wierze, potrafi docenić księży i ich dorobek, jednocześnie pozostając bezlitosnym dla tych przedstawicieli kościoła, którzy są po prostu „złymi ludźmi”. Obnaża kłamstwa i nieścisłości w działaniu, pokazuje pękniecie jakie dzieli słowa o miłosierdziu od działań poszczególnych hierarchów, i co za tym idzie, pojedynczych ludzi.

Książka napisana jest w sposób prosty, ale nie prostacki. Widać kunszt pisarski Pana profesora – potrafi on czarować słowem, bywa ironiczny, a ironia ta jest, w mojej ocenie, próbą poradzenia sobie z bezsilnością, jaką odczuwa mądry i empatyczny człowiek zderzając się z bezdusznym systemem. Poradzeniem sobie z emocjami poprzez poddanie ich intelektualnej dyscyplinie, o czym pisze na samym końcu.

Porównując „Gniew” i „Wieczne strapienie” zdecydowanie to drugie wygrywa – czytając widziałam przed sobą osobę, która już trochę w życiu doświadczyła, która „bić się z koniem” nie musi, by coś komuś udowodnić. U Markiewki dużo było pasji i emocji, ale też i sporo poszukiwania i zagubienia. Zdecydowanie bliżej mi do statecznego i doświadczonego Leociaka (i mam nadzieję, że nikt mnie o ageizm nie posądzi). Jest to pierwsza książka Pana Leociaka, zdecydowanie sięgnę po kolejne.

Chcesz wiedzieć więcej?

Leociak, J. (2020). Wieczne strapienie. O kłamstwie, historii i kościele, Wołowiec: Wydawnictwo Czarne.

Total
0
Shares
Related Posts
Exit mobile version