Nie taki „szlam” straszny…

Około południa 4 października ze zbiornika numer 10 przy fabryce aluminium pod Kolontár na Węgrzech wylało się milion ton czerwonego osadu. Wszyscy pamiętamy poruszające zdjęcia okolicznych domów, ulic i pól pokrytych warstwą czerwonego błota. Komentarze dziennikarzy, ale również najwyższych władz państwowych nie pozostawiały wątpliwości – nastąpiła wielka katastrofa ekologiczna zagrażająca całej Europie.

Czerwona substancja to osad, który tworzy się podczas procesu Bayer’a. Boksyt jest przetwarzany w wielkich reaktorach przy pomocy wysokiego ciśnienia, temperatury, wodorotlenku sodu w celu izolacji wodorotlenku glinu. To co pozostaje po procesie przechowywane jest w zbiornikach przy fabryce, dokładnie tak jak robi się to na całym świecie.

Taki osad jest bardzo niebezpieczny w bezpośrednim kontakcie. Kiedy nastąpił wyciek przez okolicę przetoczyła się ogromna fala silnie zasadowego mułu, którego pH dochodzi do 13. Połączenie tych dwóch czynników spowodowało śmierć dziewięciu osób, obrażenia ponad 100 innych, wielu cierpiało z powodu oparzeń chemicznych wynikających z kontaktu z substancją o silnie zasadowym charakterze. To niewątpliwie największa tragedia tego wydarzenia, ponieważ reszta doniesień prasowych została mocno przesadzona.

Węgierski sekretarz stanu do spraw środowiska tuż po tym tragicznym wydarzeniu ogłosił, że nie wiadomo, co dokładnie znajduje się w czerwonym mule. Później informował, że substancja ta jest radioaktywna i może powodować raka. Na szczęście Zoltán Illes szybko wycofał się ze swoich przypuszczeń, zaraz po tym jak do działania powołano dziewięcioosobową grupę naukowców. Ich zadaniem była nie tylko walka ze skutkami wycieku, ale również z narastającą dezinformacją i falą plotek zalewającą media.

Obszar oraz miejscowości do których dotarł osad.

Niestety w ślady węgierskiego ministra nie poszło Greenpeace, które cztery dni po wydarzeniach w Kolontár ogłosiło, że czerwony osad zawiera zatrważające ilości metali ciężkich. Mało tego stężenie arsenu przekracza w nim 25-krotnie dopuszczalny limit zawartości tego metalu w wodzie pitnej. Według Greenpeace jest to dowód na nielegalne składowanie metali w zbiornikach przy fabryce. Porównanie to nie ma najmniejszego sensu, ponieważ węgierscy rolnicy zupełnie legalnie nawożą swoje pola osadem organicznym, w którym zawartość arsenu jest tylko odrobinę niższa niż w tym pochodzącym z fabryki aluminium.

Prace porządkowe idą dużo szybciej niż się spodziewano. Na ulicach i w ogródkach okolicznych domów zalegają hałdy siarczanu wapnia, który neutralizuje zasadowy charakter oraz zapobiega przed unoszeniem się w powietrze w postaci pyłu wyschniętego osadu. Powstałą w ten sposób „papkę” można swobodnie zmywać wodą i wywozić.

Media donosiły, że pola leżące na drodze czerwonej fali, przez wiele lat nie będą nadawały się do uprawy, a okoliczne rolnictwo ucierpi niezwykle dotkliwie. I oczywiście, tak ogromny wyciek silnie zasadowej mieszaniny nie może pozostać bez skutków, ale okazuje się, że nie jest aż tak tragicznie. Mimo, że na polach ciągle leży warstwa od 1 do 10 cm osadu. Naukowcy oceniają, że w miejscach, gdzie jego ilość jest stosunkowo mała może zostać wymieszany z glebą, grubsze warstwy będą musiały zostać usunięte. Odpowiednie pH może zostać przywrócone poprzez neutralizację zasady słabymi kwasami organicznymi jak kwas octowy czy kwasy humusowe występujące w glebie naturalnie. Nie ma złudzeń, że uprawa warzyw czy zboża może nie być najlepszym pomysłem, jednak uprawy przeznaczone do produkcji biopaliwa lub zalesienie tego terenu mogą okazać się świetnym rozwiązaniem.

Widok na Dunaj z wyspy Małgorzaty w Budapeszcie.

A co z zanieczyszczeniem Dunaju, które miało stanowić największy ekologiczny problem? Płynący nieopodal dotkniętej wyciekiem wioski strumień, uchodzący do Dunaju, został zanieczyszczony do tego stopnia, że tuż po wydarzeniach z 4 października woda w nim stała się zupełnie czerwona, a życie praktycznie zamarło. Jeśli jednak o Dunaj chodzi, pH wody ustabilizowało się już na odpowiednim poziomie, a sugerowane tragiczne dla życia wodnego skutki teraz wydają się jakby mniejsze. Przez kilka dni po tragedii pH wody w rzece utrzymywało się na poziomie 8-9. Prawdopodobnie dzięki akcji pracowników skierowanych przez władze nie doszło do prawdziwej katastrofy. Wpuścili oni do wód Dunaju spore ilości nawozów oraz siarczan wapnia neutralizując zasadowy charakter czerwonego osadu.

Jeśli zaś chodzi o metale ciężkie, których obecność Greenpeace uznało za jedno z największych zagrożeń, naukowcy twierdzą, że nie ma powodu do obaw. Członkowie Greenpeace oparli swoje doniesienia na pojedynczej próbce pobranej z rozlanego osadu. Specjaliści zaś twierdzą, że mieszanina nie była jednolita i pobranie próbek w różnych miejscach daje dużo bardziej realistyczny obraz, a stężenia metali w żadnym z nich nie są niebezpieczne.

Przedstawicielka Greenpeace cały czas podtrzymuje wcześniejsze doniesienia argumentując swoje słowa tak: „Mówimy o arsenie. Nie muszę być naukowcem aby czuć, że to niebezpieczne”. Należy zatem zastanowić się, na czym chcemy opierać swoje argumenty? Na podstawie opinii doświadczonych naukowców, którzy twierdzą, że czerwony osad znają lepiej niż własne żony. Czy przeczuciu przedstawicieli organizacji ekologicznych, których oficjalne raporty często nie mają wiele wspólnego z nauką.

ResearchBlogging.org

Więcej informacji:
Enserink M (2010). Environment. After red mud flood, scientists try to halt wave of fear and rumors. Science (New York, N.Y.), 330 (6003), 432-3 PMID: 20966220
Print Friendly, PDF & Email
Total
0
Shares
4 comments
  1. Ale może naukowcom po prostu się nie wierzy? Mimo wszystko ludzie przez wiele, wiele lat mieszkali w kraju o specyficznym ustroju gdzie dezinformacja była na porządku dziennym. Do tego doświadczenie z katastrofy w Czernobylu, gdzie miała miejsce dezinformacja ze strony władz. A i zdaje się, że premier Węgier (chyba poprzedni- nie pamiętam) niedawno przyznawał się, że okłamywano społeczeństwo.

    A poza tym: czy rolnik z zalesienia tak utrzymanej ziemi będzie w stanie się utrzymać? Czy uprawa na biopaliwa zapewni mu dochód porównywalny z tym, jakie dawały wcześniejsze uprawy? Może optymizm naukowców jest zbyt duży? :)

    1. Zgadzam się praktycznie ze wszystkim co mówisz. Jednak w dzisiejszych czasach na straży przepływu informacji władze-społeczeństwo powinny stać media. I owszem, stoją ale szybko porzucają tematy, które przestają być superszałowe w ocenie nie-wiadomo-właściwie-kogo. Chodzi mi głównie o to, że sam wyciek i wszystko co się działo w parę dni po nim zostało zrelacjonowane z przesadną dokładnością pozostawiając ludzi z poczuciem, że nastąpiła dziejowa katastrowa ekologiczna zagrażająca połowie Europy, a cały teren jest już na zawsze skreślony, a i mieszkać się tam nie powinno. Uważam, że obowiązkiem mediów jest przedstawianie CAŁEJ prawdy, a tego co zostało opisane w artykule powyżej nikt w polskiej TV nie powiedział. Uważam zatem, że ludzie nie wierzą naukowcom, bo nie mówią o tym media, a ludzie wierzą w to co usłyszą od ładnie ubranej pani w telewizji a nie od anonimowego naukowca, który jest anonimowy bo całe życie spędził na badaniu jakiegoś zagadnienia.

      Co do optymizmu naukowców to nie powiedziałabym, żeby był przesadny. Nazwałabym to raczej obiektywizmem. Nikt nie mówi, że cała ta katastrofa była bez znaczenia dla lokalnego ekosystemu, rolnictwa czy sytuacji ekonomicznej mieszkańców, bo ma niewobrażalne znaczenie. Chodzi jedyne o to, że nie jest tak źle i, że nie wszystko stracone.

Comments are closed.

Related Posts